Nieobecność.

Nieobecność.

Przepraszam, że ostatni miesiąc nic nie dodałam. Odkąd przyjechałam do rodziców nie mam na nic czasu. A to zmęczona, a to im coś pomóc. Ten weekend znowu spędzam z Adamem. Ale po weekendzie mam nadzieję nadrobię zaległości. Możecie mnie też obserwować na dresscloud, gdzie dodaje krótkie recenzje produktów, które mam. Oczywiście pełne recenzje zamierzam umieścić też na blogu więc cierpliwości. :) (link do mojego dresscloud znajdziecie po prawej stronie bloga - to również link polegający - więc zapraszam, mojego nicku chyba nie muszę przedstawiać - Janettt). Zapraszam!
Jeśli korzystacie z przeglądarki w telefonie wystarczy na samym dole strony kliknąć "wyświetl wersję na komputer".



A to moja ostatnia z chmurkę, oznaczona jako post idealny. ;) <dumna> :P



Mam nadzieję rozumiecie i nie odchodzicie z powodu braku mojej aktywności. :)

Mam parę Nie skończonych tu wpisów więc lada dzień po niedzieli coś dokończę. Po ponad miesiącu należy nam się chwila dla nas. :)

Pozdrawiam,
Janettt
Moja przemiana z Jantar, czyli odżywka z bursztynem, stymulująca i wzmacniająca ->> KONKURS

Moja przemiana z Jantar, czyli odżywka z bursztynem, stymulująca i wzmacniająca ->> KONKURS

Cześć!

Dziś przedstawię i zrecenzuję Wam odżywkę z dużą zawartością wyciągów ziołowych, którą dostałam do testowania na stronie jantarhair.
Spróbuję wszystko ładnie Wam opisać od recenzji po informacje o KONKURSIE. :) 
Na początek wypada przedstawić Wam produkt.
Na akcję trafiłam dzięki innym dziewczynom na jednej z grup na FB i postanowiłam się zgłosić, bo moje włosy potrzebują ratunku.
Na końcu wpisu znajdziecie informacje na temat konkursu więc liczę, że przeczytacie jednak wszystko od A-Z. :)
Produkt wyszedł spod skrzydeł marki Farmona, o której możecie przeczytać TUTAJ.



Przedstawienie produktu:

JANTAR linia do włosów zniszczonych

"Odżywka z bursztynem, stymulująca i wzmacniająca 
  • pojemność: 100ml
  • obszar: włosy
  • rodzaj skóry: włosy cienkie, słabe, delikatne, z tendencją do przetłuszczania
  • działanie: hamuje wypadanie włosów, odżywia i stymuluje ich wzrost, wzmacnia i pielęgnuje
  • wiek: bez ograniczeń

Nowocześniejsze, poręczniejsze i przede wszystkim wygodniejsze w użyciu opakowanie z nową grafiką, a w nim ta sama, uwielbiana przez klientów odżywka – czyli nasza gwarancja zregenerowanych włosów!
Receptura odżywki uwzględnia najistotniejsze potrzeby włosów cienkich, słabych, delikatnych i zniszczonych. Zawiera biologicznie czynne substancje stymulujące wzrost włosów:  Trichogen, Polyplant Hair, aktywny biologicznie wyciąg z bursztynu oraz witaminy A,  E,  F i d’pantenol. Odżywka Jantar hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. Zawarte w niej składniki są niezbędne do prawidłowego przebiegu procesów fizjologicznych skóry, jej odżywiania i regeneracji. Systematycznie stosowana poprawia metabolizm i dotlenienie cebulek włosów, regeneruje i łagodzi podrażnienia. Włosy stają się wyraźnie grubsze, lśniące i odporne na uszkodzenia. Odżywka wzmacnia strukturę włosów i chroni je przed szkodliwym wpływem środowiska i słońca.

JANTAR linia do włosów zniszczonych inspirowana bogactwem natury, oparta na zaawansowanych bio-kompleksach roślinnych i wykorzystująca magiczną moc bursztynu. Produkty zawierają naturalny wyciąg z bursztynu, kompleks witamin A, E, F oraz Inutec – naturalny prebiotyk o doskonałych właściwościach kondycjonujących. Wyciąg z bursztynu pielęgnuje, wzmacnia i wygładza włosy.
Cała seria Jantar otrzymała takie wyróżnienia, jak:
Certyfikat „Dobre bo polskie” dla serii Jantar – 2002,
Tytuł Kosmetycznej Rewelacji 2001 dla serii do pielęgnacji ciała i włosów Jantar
Pro Femina Dyplom Konferencji Ginekologicznej: II miejsce za zestaw do włosów Jantar – 2001. "



Składniki aktywne:

Trichogen®, Polyplant Hair®, aktywny biologicznie wyciąg z bursztynu oraz witaminy A,  E,  F i d’pantenol.

Składniki INCI:

Aqua (Water), Propylene Glycol, Glucose, Amber Extract, Hedera Helix (Ivy) Extract, Lamium Album (White Nettle) Extract, Arnica Montana (Mountain Arnica) Flower Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract,  Arctium Majus (Burdock) Root Extract, Officinalis (Marigold) Flower Extract, Pinus Sylvestris (Pine) Bud Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Nasturtium Officinale (Watercress) Extract, Calendula  Tropaeolum Majus (Nasturtium) Flower Extract, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Extract, Arginine, Biotin, Zinc Gluconate, Acetyl Tyrosine, Niacinamide, Panax Ginseng Root Extract, Hydrolyzed Soy Protein, Calcium Pantothenate, Ornithine HCI, Polyquaternium-11, Citrulline, PEG-12 Dimethicone, Glucosamine HCI, Panthenol, Glyceryl Laurate, Tocopherol, Linoleic Acid, Retinyl Palmitate, Polysorbate 20, PEG-20, Zinc PCA, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Diazolidinyl Urea, Iodopropynyl Butylcarbamate, Parfum (Fragrance), Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.
Źródło: http://farmona.pl/







Ciekawostki z mojego życia związane z produktami JANTAR:

Na początek opowiem Wam ciekawostkę. Na początku mojej historii z pielęgnacją włosów sporo czytałam na temat wcierek, olejowania, itp. sposobów na piękne włosy (co nie znaczy, że aktualnie nie czytam ;) ) i w oko wpadła mi wcierka JANTAR. Recenzjami blogerek byłam zachwycona i bardzo też ją chciałam mieć, ale niestety wciąż się tak toczyło, że moja kasa szybko się kończyła, a mój nieślubny nie znosi wynalazków no i jedyne co zrobiłam to poleciłam produkty mamie, która ma duży problem ze swoimi włosami. I skończyło się na tym, że mama miała, a ja nie. Przynajmniej mam satysfakcję, że poleciłam jej dobry produkt, bo zachwalała z czego pamiętam odżywkę, którą kupiła - niestety narzekała na opakowanie i używała strzykawki by nałożyć kosmetyk. Nie, nie... Nie wstrzykiwała sobie tego w skórę - w żadnym wypadku. ;) Po prostu nanosiła produkt samą strzykawką BEZ IGŁY na skórę głowy.

Opowiem też jak dotarła do mnie paczka - niestety z dwudniowym opóźnieniem dzięki Panu Kurierowi DPD, który ledwo co zapuka (o mało ściany mi się nie walą) i znika. No poważnie mówię! Wtedy też tak było. Była środa, jakaś 9-10 rano, a ja oczywiście łaziłam bez spodni ;) jednak mniejsza o to. W pośpiechu naciągałam spodnie i w momencie gdy skończył walić idę do drzwi otworzyć - mam do nich ze 3-4m. Otwieram drzwi i Go nie ma! Irytacja moja była ogromna, ale nie poddaje się. Idę do furtki, patrzę, a Pan kurier już w samochodzie odjeżdżał. No trudno. Po 3 godzinach dopiero zadzwonił, że nikogo nie zastał to mu powiedziałam, że zniknął zanim zdążyłam wyjść. Ok. Następnego dnia się umówiliśmy, gdyby tego samego nie dał rady. Puka do drzwi, otwieram (znów naciągałam szybko spodnie) by usłyszeć, że samochód mu się popsuł, paczka została na tamtym samochodzie i przyszedł mi tylko to powiedzieć. Wyobrażam sobie jak musiał mi iść dym z uszu. Wrrrrr! Dopiero w piątek otrzymałam przesyłkę i jeszcze ten jego uśmieszek i dogryzienie, że o 10 jeszcze śpię (a może pracuję na nocki i ciężko mi wstać, bo dopiero co się położyłam - a tak niedługo będzie, na szczęście zmieniam miejsce zamieszkania, a w moich rodzinnych stronach są normalniejsi kurierzy - rozumiem, że chcą szybko pracę skończyć, ale bez przesady - wystarczy zadzwonić kilka minut wcześniej jeśli wie że  długo wychodzę z domu). Ale dość już głupich historyjek! Czas przejść do recenzji.

Moja przemiana z Jantar... (recenzja):


Jak wiecie (lub nie) mam za sobą 3 operacje, w tym wyciętą tarczyc, która miała także wpływ na moje włosy. Są zniszczone, łamliwe, wypadają jak szalone! Dlatego postanowiłam zaryzykować i podjęłam wyzwanie i zgłosiłam się do testowania odżywki JANTAR, mimo bardzo krótkiego czasu na testy (minimum to 4 tyg choćby tak prawią litery na opakowaniu) no i te 2 dni w plecy, a na cały projekt są równo 4 tygodnie od momentu otrzymania przesyłki do ostatniego dnia dodania do aplikacji mojej recenzji. Mało wykonalne, ale efekty są już widoczne więc napiszę to co zauważyłam do tej pory. Nie zamierzam ubarwiać tylko dlatego by wygrać czy po to by przypodobać się organizatorom. To moja recenzja i nikt ani nic nie ma na nią wpływu poza faktycznymi efektami stosowania produktu. Produkt stosowałam oczywiście wg instrukcji na opakowaniu.

Sposób użycia: zdjąć zatyczkę, rozpylić preparat u nasady włosów, a następnie wmasować w skórę głowy. Nie spłukiwać. Stosować codziennie, aż do momentu uzyskania widocznej poprawy stanu włosów, przez minimum 4 tygodnie, a następnie dla podtrzymania efektu 2 razy w tygodniu.






Więc od 7.10 tak sobie wcieram tą odżywkę. Najlepiej moje włosy i skalp tolerują ją zaraz po myciu na wilgotne włosy. Trochę męczące to wcieranie dzień w dzień, ale nie poddaje się. Tylko jeden dzień do tej pory ominęłam z przyczyn niezależnych ode mnie (no może nieznacznie ode mnie :P ). Oczywiście dozownik jest bardzo pomocny i zdecydowanie łatwiej jest mi nakładać produkt niżeli miałabym lać go bezpośrednio z butelki (wtedy to pewnie bym skorzystała z patentu ze strzykawką). Początkowo zbyt dużo chyba psikałam na głowę i w dużej ilości odżywka po prostu spływała po mojej głowie strumieniami i chyba zbyt blisko głowy trzymałam koniec dozownika.  
Wielki plus za dużo naturalnych składników. Na opakowaniu mi tylko się nie zgadza jedno z przodu opakowania widnieje "pochodzi 100% z natury" choć jest gwiazdka, która jest odnośnikiem do tylnej części tabelki "91% składników naturalnych". Tak czy siak moje włosy nie ucierpiały na tych 9% składników nienaturalnych. :)

KONSYSTENCJA produktu ogólnie jest dobra no chyba, że zbyt dużo kosmetyku naleje się na głowę i przez to staje się mocno leisty i klejący co nie ma dobrego wpływu, włosy później ciężko rozczesać, są posklejane i szybciej się przetłuszczają. U mnie też muszę uważać na nakładanie produktu na suche włosy - zbyt duża ilość także je skleja i nie działa na nie korzystnie.
ZAPACH jest piękny, bardzo przyjemny i delikatny - PODOBA MI SIĘ. Przede wszystkim nie jest drażniący - przynajmniej dla mnie, bo Adam niestety narzeka choć zapach mu się również podoba. Dawno tak nie zachwalał zapachu moich włosów.
BUTELECZKA plastikowa w kolorze brązu, zawartość jest widoczna co mnie cieszy, bo wiem ile produktu mi zostało.
DOZOWNIK zdecydowanie ułatwia aplikację produktu.


Czy zauważyłam jakąś poprawę? No oczywiście i to sporą! Pojawiły się u mnie nowe Baby Hair, nieco mniej wypadają (choć nadal garściami), są delikatniejsze, uniesione u nasady, zregenerowane choć niektóre wciąż się łamią - chyba znów czas je podciąć - co jest raczej spowodowane innym produktem. I wierzcie lub nie - przestała mnie swędzieć skóra głowy, a zdarzało się to u mnie dość często nie wiedzieć czemu.
Myślę, że moja kuracja z Jantarem nie skończy się tylko na tym opakowaniu. Zauważyłam dużą poprawę choć podczas mycia są szorstkie i ciężko je wypłukać bo bardzo się plączą - myślę, że przyczyną jest jednak coś innego co używam do pielęgnacji włosów. Produkt godny polecenia. Troszkę mi ciekło z opakowania więc 9,5/10.


KONKURS:

A na koniec opowiem Wam o KONKURSIE, w którym biorę udział. Ma on 4 KROKI:

KROK1: Wypełnij formularz zgłoszeniowy19.09-2.10.2016 - ZAKOŃCZONY
KROK2: Przetestuj odżywkę i umieść recenzję na blogu lub vlogu5.10-26.10.2016 - KONIEC DZIŚ
KROK3: Zachęć swoich fanów do głosowania i komentowania28.10-6.11.2016 - PRZED NAMI
KROK4: Wygraj niezapomniany pobyt w prawdziwym balijskim SPA oraz stań się inspiracją czytelniczek InStyle 10.11.2016 - FINAŁ

NAGRODY




Źródło: http://jantarhair.pl

Zapis w regulaminie na temat KONKURSU DLA FANÓW:

"5.Konkurs dla Fana na komentarz:
Osoby będące Fanami blogerki lub vlogerki mogą wziąć udział w konkursie na komentarz, który opublikują pod zgłoszonym do konkursu wpisem lub video. Komentarz ma stanowić odpowiedź na zadany temat: Moja przemiana z Jantar… Spośród komentarzy zamieszczonych pod konkursowym wpisem/video w okresie (19.09-6.11) właścicielka bloga lub vloga wyłoni zwycięzcę, kierując się kryterium kreatywności i zgodności z zadanym tematem. Następnie prześlę wytypowaną osobę wraz z print screen komentarza na adres konkurs@jantarhair.pl. Po weryfikacji wybranego komentarza przez Jury, blogerka/vlogerka ogłosi  zwycięzcę na swoim blogu/vlogu po akceptacji ze strony Organizatora."


Nie wiem zatem czy wciąż jest aktualny - napiszę na mail i się dowiem i najwyżej edytuję wpis. :)
W każdym razie zapraszam do komentowania i aktywności mimo to. ;)

I to chyba na tyle bo i tak mój wpis wyszedł bardzo długi. Mam nadzieję nie znudził Was i doczytaliście do końca. :)


EDIT:
KONKURS jest aktualny dla Fana, zatem macie czas do końca akcji czyli do 6.11 na komentowanie mojego wpisu, a ja wybiorę najlepszy komentarz, który zostanie nagrodzony przez organizatorów. Więc myślę, że warto komentować, ale w temacie i szczerze nie na siłę i głosować, bo dzięki temu ja i TY możemy wygrać. :)


Pozdrawiam,
Janettt










GOSH - SULF TAN BUFFING MITT - Rękawica ścierająca

GOSH - SULF TAN BUFFING MITT - Rękawica ścierająca

Hej!
Dziś przedstawię Wam rękawicę, którą kupiłam na targach Beauty Days na stoisku:




"Self Tan Buffing Mitt - rękawica ścierająca marki Gosh. Rękawica została zaprojektowana przede wszystkim do nakładania wszelkich produktów samoopalających. Idealnie sprawdza się w rozcieraniu samoopalaczy, balsamów czy też kremów opalających. Dzięki niej aplikacja przebiega sprawnie, bez pozostawiania nieestetycznych smug, zapewniając naszej skórze wyrównany koloryt . Rękawicę można stosować także do zmywania produktów."




Oczywiście rękawicę kupiłam w promocyjnej cenie za 5zł i żałuję szczerze powiedziawszy, że nie wzięłam dwóch albo i więcej. Cena na stronach internetowych wynosi od ok. 9 - ok. 20 zł.
Rękawica wykonana jest niestety w 100% z poliestru.



Jak oceniam produkt? Do pierwszego prania wydawała się idealna. Oczywiście ja używam jej do zmywania makijażu. Miękka i delikatna nie drapała mojej skóry. Nie dało jej się nie lubić. :)
Niestety moje przeświadczenie, by zabijać bakterie w wysokiej temperaturze (które mogły się na niej pojawić) zabiły jej miękkość. Wrzuciłam ją  do prania w temperaturze 95 st., mimo że na opakowaniu było 30 st., ale ja chciałam być mądrzejsza no i mam. Po tym upraniu skurczyła się i zrobiła nieprzyjemna w dotyku i lekko drapie nie mówiąc już o tym, że mi się coś czepia w środku do skórek i paznokci - to bardzo nieprzyjemne uczucie.




 Szkoda, że nie mam teraz kasy bo z chęcią kupiłabym jeszcze jedną. No, ale człowiek uczy się na błędach. Choć uważam, że takie rzeczy powinny być do prania w wysokich temperaturach. Oczywiście po każdym użyciu przepierałam ją w rękach.




 




Ogólnie początki z ta rękawicą oceniam dobrze, także jestem skłonna ją polecić. :)
Mam nadzieję, że niedługo przybędzie mi trochę gotówki i będę mogła znów ją kupić choć z chęcią bym wypróbowała też GLOV, o którym ostatnio głośno. Na razie to moja pierwsza rękawica, którą testowałam i ma u mnie duży plus.




Mam nadzieję podoba Wam się moja recenzja. A Wy miałyście do czynienia z takimi rękawicami? Jakie macie wrażenia jeśli tak, a może nie miałyście i chciałybyście przetestować taką? Ciekawa jestem Waszych opinii zatem zapraszam do komentowania. :)

Pozdrawiam,
Janettt
Surówka z kapusty pekińskiej po naszemu

Surówka z kapusty pekińskiej po naszemu

Cześć!

Tym razem znów przychodzę do Was z naszymi podbojami w kuchni. :)
Surówka, której przepis wyniosłam z domu lecz jak zwykle wszystko modyfikuje na nasze. :) Więc nie przedłużając przejdę od razu do przepisu. 


 Składniki:
kapusta pekińska (1x)
papryka (biała, żółta, zielona po 1x)
pomidory (3x)
cebula czerwona (2x)
majonez
sól, pieprz
zioła do sałatek
sos włoski w saszetkach





Przygotowanie:
Kapustę pekińską siekamy (u mnie wystarczyło ją przekroić na pół i ciachać jak leci w paseczki ;) ). Paprykę i pomidory kroimy w kostkę, cebulę w kostkę lub w ćwiartki (albo wg uznania - zależy kto jak lubi). Całość mieszam, doprawiam i odstawiam do lodówki na min 15 min. W międzyczasie robię sos z saszetki. Później dodaje i mieszam.
Tak podałam jednego dnia surówkę - z racji, że Adamowi nie zbyt pasowała - drugiego dnia dodaliśmy słodki majonez. I była świetna. :)

SMACZNEGO! :)



Poprzednio do użyliśmy tego słodkiego majonezu do surówki z czerwoną kapustą i idealnie się nadawał. Tamtą surówkę też miałam opisać na blogu, ale nie zdążyłam zdjęć zrobić bo zginęła w mgnieniu oka, mimo że też na 2 dni była. :)
Ogólnie wolimy bardziej kwaśne majonezy, ale do sałatek słodki jest chyba jednak lepszy. W obecnych czasach ciężko dostać dobry majonez. Ten kupiliśmy przypadkiem no i to był strzał w dziesiątkę! Co najlepsze ostatnio chodziliśmy po całym mieście, żeby go znaleźć. ;) Ja oczywiście od początku mówiłam Adamowi, że kupowaliśmy go w Netto, ale nie - uparł się na inne. No i tak chodziliśmy po różnych sklepach, a idąc do Netto Adaś był zrezygnowany choć stwierdził, że jak nie będzie wracamy jeszcze do Lidla. Na szczęście miałam rację i już nie musieliśmy krążyć w deszcz z torbami zakupów, a w sumie jedną, wielką, którą wspólnie nieśliśmy. :P

Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam, chętnie odpowiem. :)
Mam nadzieję przepis się spodoba. Może robicie podobne? ;) Albo znacie łatwe, tanie i szybkie przepisy na surówki - chętnie poznam nowości. :)


Pozdrawiam,
Janettt :)
BIOLINE - SANDALWOOD FACE & BODY SHOWER GEL FOR MEN

BIOLINE - SANDALWOOD FACE & BODY SHOWER GEL FOR MEN

Witajcie!

Przed Wami żel pod prysznic dla mężczyzn.
SANDALWOOD FACE & BODY SHOWER GEL FOR MEN

 

"Odżywczy żel do mycia ciała dla mężczyzn, to
kompozycja oliwy z oliwek bogatej w witaminy A,E,D ,K i oleju kokosowego cenionego za właściwości pieniące i pielęgnujące. Bardzo lekka i łagodna formuła żelu pozostawia skórę oczyszczoną, nawilżoną i zregenerowaną, 100% olejki naturalne, bez konserwantów i sztucznych barwników, biodegradowalne

JAK UŻYWAĆ:
Do mycia ciała pod prysznicem lub w wannie. Po użyciu żelu nie zapomnij o balsamie.

WSKAZANIA:
Do każdego rodzaju skóry, do codziennego użytku. Skuteczny po treningu. 100 % olejki naturalne

SKŁAD:
Aqua, Potassium Cocoate, Potassium olivate, Glycerin, Parfum, Hydroxyethylcellulose, Cocos Nucifera oil, Potassium benzoate, Potassium sorbate, Tocopherol, Olea europaea oil, Benzyl, Salycilate, Citronellol+, Geraniol+, Linalool+. +naturalnie występują w olejkach eterycznych "






I jak się do tego odnieść? Hmmm - skład jeszcze mi nic nie mówi, bo dopiero zaznajamiam się z tą tematyką, ale z czego zapamiętałam to skoro na początku jest woda to niezbyt dobrze - chyba, że się mylę. 
W każdym razie co mój luby stwierdził? A no stwierdził, że żel strasznie wysusza skórę i się nie pieni. Do tego ten dziwny intensywny zapach. Kurcze, jak jakieś leki/ziółka - z pewnością to naturalny zapach, którego mało w naszym życiu i dlatego wydawał nam się dziwny. Szczerze to nawet zaczął mi się podobać ten zapach, ale niestety się skończył bardzo szybko.

Nie spodobał się Adamowi ten żel i był tak mało wydajny, że 250ml starczyło mu na 4-5 myć z czego dodatkowo ja raz się nim umyłam, żeby sprawdzić czy serio tak jest. No i faktycznie trochę wysusza i jest mało wydajny i w ogóle się nie pienił mimo iż na opakowaniu pisze "...oleju kokosowego cenionego za właściwości pieniące..." no i pierwszy raz słyszę by olej kokosowy się dobrze pienił. 

No chyba, że coś ze mną nie tak. A co do wysuszania, mój luby nie preferuje balsamów, ale ja mimo ich stosowania, także czułam lekko wysuszoną skórę bardziej niż zwykle.

Jeśli chodzi o wygląd opakowania - no jest fajne, kolorek taki lekko zielonkawy ze srebrnym paskiem i literkami. 
 Zamknięcie takie sobie i niestety ciekło z niego - Adam zostawił w pozycji leżącej na baterii pod prysznicem i wyciekał. Wg mnie nie powinno, a i jedno mycie w plecy.
Nie lubię takich zamknięć, bo nie zawsze daje sobie z nimi radę zwłaszcza jak mam długie paznokcie, choć w tym produkcie otwarcie chodziło dość lekko.


Powinnam napisać też o konsystencji (tak mnie olśniło!) - nie pamiętam już dokładnie, a zdjęć zapomniałam zrobić - te były tylko wstępne, a później nie wiadomo kiedy kosmetyk się skończył i Adam wyrzucił opakowanie nie wiedzieć kiedy, a w śmieciach grzebać nie będę. ;x Zatem - konsystencję miał lekko żelową - nie za gęstą i nie za leistą. Kolor taki ni to żółtawy, ni zielonkawy, ale nie do końca pamiętam więc nie traktujcie tego jako pewną informację!



Ogólnie mówiąc produkt niezbyt trafiony i nie wydajny, a jego cena, np. na stronie jednej z aptek internetowych wynosi ponad 40 zł.  Na stronie bioline.pl ta cena wynosi 29,99 i mimo to uważam, że nie opłaca się tyle płacić za 5 myć. Cena jest zbyt wysoka w stosunku do jakości.



Co jeszcze mogłabym powiedzieć? Produkt dostałam, ponieważ wzięłam udział w konkursie na fb Bioline - kosmetyki naturalne i to nijak miało wpływ na moją ocenę. Oceniam produkt, a nie markę. Ostatnio widziałam sporo sprzeczek na temat pisania recenzji pod czyjeś dyktando - wydaje mi się, że większość obecnych pseudo blogerów woli wkleić gotowca i "zasłodzić" jakiś produkt na siłę. Niestety dziwne realia zaczynają panować przez co większość blogerów z prawdziwego zdarzenia traci bo wszyscy wrzucani są do jednego worka. Właśnie o tym tak teraz piszę i myślę, że to dobry pomysł na nowy wpis! Ale jeszcze nie teraz bo po okresie depresyjnym mam dużo zaległości! Czas się ogarnąć i zacząć znów pisać. Chociażby dla siebie jak Wy nie chcecie czytać. Ale nigdy nie będę zbierać "kom/kom" czy "obs/obs" - BRZYDZI MNIE TO!


Tyle ode mnie chyba wystarczy. A co do produktu?
NIE POLECAM!

Pozdrawiam,

Janettt :)
Jesień, depresja, złe dni...

Jesień, depresja, złe dni...

Witajcie!

Ostatnio mam strasznego doła i pisanie postów mi nie idzie. W ogóle jakoś wycofana jestem, nic mi się nie chce... Ni to depresja, ni to jesienna chandra. Ciężko jest. Z moim niedobruchem ciągle się kłócę, bo jestem cały czas rozdrażniona, a jak mi się coś nie spodoba jak coś zrobi lub czegoś nie to chodzę wściekła, wrzeszczę i płaczę. No masakra jakaś. Nie mam na nic weny, ani ochoty.
To dla mnie straszny czas. Zwłaszcza, że tak czuję się codziennie z tym, że raz lepiej to znoszę, a raz jest tak źle jak obecnie. Nie wiem już jak z tym walczyć. Wyjść z domu nie ma z kim, a mój Adaś kochany mi w tym nie pomaga i oboje siedzimy jak te "mośki" dwa co nie mogą zapaść w sen zimowy. 


Takim motywem z google image kończę ten wątek, bo już nawet nie wiem co pisać...
Mam nadzieję Wy nie macie takich problemów. 

Pozdrawiam,
Janettt
LENOR Unstoppables Fresh Perełki zapachowe

LENOR Unstoppables Fresh Perełki zapachowe

HEJ!

Jak wiecie uczestniczę w projekcie Everydayme Lenor Unstoppables i testuję perełki o zapachu FRESH.
Po pierwszym praniu byłam zadowolona. Wsypałam całą nakrętkę/dozownik dołączony do opakowania. Podczas prania w domu roznosił się piękny zapach. Wywieszone pranie do schnięcia również ładnie pachniało i intensywnie. Gdy wyschło już nie było tak bardzo czuć. Na ubraniach zapach utrzymuje się góra tydzień choć i po tym czasie wydaje się być "ładniejsze" w zapachu biorąc pod uwagę, że mam warunki w domu jakie mam. 



Ogólnie mówiąc perełki są fajnym bajerem, ale wg mnie nie wartym swojej ceny. Oczywiście są osoby, którzy "jarają" się nimi i są w stanie zapłacić za nie każde pieniądze, ale wg mnie prawie 30 zł to zbyt dużo za 275 g. Zwłaszcza, że im mniej się ich nasypie tym mniej intensywnie pachną ubrania. 




Nie jestem osobą, która będzie mydlić oczy, że zapach jest wyczuwalny przez wiele tygodni, bla, bla, bla... Nie! Taka nie jestem i mówię Wam jak myślę. Pranie robiłam z kapsułkami Surf i płynem do płukania Lenor. Nie wyobrażam sobie zrezygnować z płynu do płukania. Nawet nie próbowałam więc zapach też był nieco inny zwłaszcza, że kapsułki też dają jakiś zapach, a bez nich też bym przecież nie wyprała ubrań. Zapach to jedno, ale najważniejsze jest to by ubrania się doprały.
 Reasumując nie do końca jestem zadowolona z perełek, a raczej z ich działania. Po takich zapewnieniach, reklamach myślałam, że producent się jednak postarał i spełni zapewnienia, ale niestety nie. Opakowanie fajne i poręczne. Choć mam wrażenie nieszczelne i zapach perełek się "ulatnia". Już się zastanawiam co z nim zrobić, bo wyrzucać nie mam zamiaru. Kształt ma bardzo fajny. :)
Ode mnie 3/5 pkt no chyba, że cena byłaby adekwatna do produktu to dałabym 4, ale tak perełki ode mnie dostają tylko 3 pkt.

A Wy używaliście? Macie jakieś ciekawe spostrzeżenia? Opinie? Jestem ciekawa Waszego zdania. :)

Pozdrawiam,
Janettt



Beauty Days  16.09.2016r - wrażenia

Beauty Days 16.09.2016r - wrażenia

Hej!

Przyszła pora na to by opisać moją wizytę na targach kosmetycznych Beauty Days. Pewnie jesteście ciekawi jak podobało mi się w piątek na targach. Byłam tam z siostrą.
Ogólnie organizację oceniam za nieco słabą - przynajmniej pierwszego dnia. Żeby trafić do hali, w której odbywało się Beauty Days było trzeba trochę pokrążyć. Ostatecznie weszłyśmy jakimś bocznym wejściem między halą C, a D (nie było żadnych tabliczek ani oznaczeń którędy trzeba wejść), a jak może niektórzy kojarzą "MAXIMUSS" to są tam 4 hale, a na końcu dodatkowo też stoi jakiś budynek - nawet nie wiem co tam jest. Najpierw wypadało udać się do rejestracji, ale z racji tego, że zabieg (napiszę o nim w kolejnym wpisie) miałam na 14 i mimo, że dotarłyśmy na miejsce za 15 to o 14 dopiero znalazłyśmy wejście (bokiem - prawdopodobnie "służbowe"), a jeszcze musiałam znaleźć stoisko gdzie powinnam zgłosić się na zabieg. Na szczęście szybko znalazłam jedno z dwóch stoisk i miła Pani pokierowała mnie do głównego stoiska, gdzie okazało się miałam zabieg. :)
HydraFacial.pl

Po zabiegu krążyłyśmy jeszcze z pół godziny albo i więcej, aż trafiłyśmy na główne wejście i rejestrację - BINGO! Oczywiście okazało się, że nie było mnie w systemie, ale na szczęście nie byłam jedyna i mogłam się wpisać na listę gości wraz z moją siostrą bez większych problemów. Dostałyśmy (na moje nieszczęście) różowe opaski - co prawda papierowe, ale zawsze. ;) Bałam się trochę, że się zerwą ale na szczęście tak się nie stało i w całości przetrwała do dziś. 


Podejrzewam, że z racji mojej nieśmiałości nie skorzystałam z wielu możliwości, ale mówi się trudno. Może gdyby udało się spotkać z Anetą z Cosmeticosmos to byłoby mi łatwiej, no ale niestety - nie mogłyśmy być tego samego dnia.

Kogo widziałam na targach? Chłopaków z Ostrego cięcia. :) Niestety byłam po zabiegu więc z czerwoną buzią nie chciałam sobie z nimi robić zdjęcia, a siostra zanim się zdecydowała to się zmyli, a później byli zajęci. :( Ale trudno. Widziałam też Radka Majdana, ale szybko się zmyłam bo jakoś nie pałam do niego sympatią... I ze sławnych osób tego dnia widziałam chyba tylko tyle.
O 15:30 miałam szkolenie, o którym też opowiem w oddzielnym wpisie. :)
I to chyba na tyle.


Reasumując nie byłam jakoś bardzo zadowolona. Ale zakupy mi się udały, kupiłam paletkę cieni do powiek i sypkie cienie w pięknych odcieniach (po 5zł). Te drugie pięknie się mienią! Są cudne, ale niestety jedna gąbeczka mi się urwała. :( Zakupiłam je na stoisku VERONA PRODUCTS PROFESSIONAL.








Do tego na stoisku GOSH COPENHAGEN zakupiłam (również za 5zł) świetną rękawicę - używam jej do demakijażu - jest świetna i dobrze się ją pierze nawet w rękach.



A tu zdjęcia z całych targów dnia 16.09, które udało mi się zrobić (od razu mówię nie miałam weny na ich robienie :P ):














A Wy byliście? Jak oceniacie?

Pozdrawiam,
Janettt :)
Copyright © 2014 Świat obiektywem Janettt , Blogger